sobota, 28 września 2013

Rozdział VII

Dean podniósł telefon i odczytał sms.
"Przepraszam, że zabrałam twoją koszulkę. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Oddam ją jak najszybciej, obiecuję." Chłopak zapomjiał nawet o tym, że dziewczyna miała na sobie jego ubranie. Dziwił się, że ona po tym co dzisiaj zaszło, zwraca jeszcze uwagę na takie rzeczy.
"Nic się nie stało, naprawdę Jak się czujesz? Przepraszam za to, co się wydarzyło.Nie chciałem żeby tak wyszło." Blondyn nie musiał czekać długo na odpowiedź.
"Jest okej, nie masz za co przepraszać. Jakoś daję radę."
Dean wiedział, że jego przyjaciółka kłamie. Podszedł do okna i usiadł na parapecie, wpatrując się w mury domu Louise. Nagle zauważył, że w oknie na przeciwko tego, w którym obecnie siedział, przemknęła Lizz.
"Obserwuje Cię"-napisał do dziewczyny. Chwile po tym po drugiej stronie para zielonych oczu wpatrywała się w mężczyznę. Niewysoka brunetka otworzyła okno i tak jak chłopak usiadła na parapecie.
-Podglądałes mnie?-spytała głośniej, aby blondyn mógł ją usłyszeć.
-A co, jeśli powiem, że tak?-zaśmiał się.
-Wtedy będę musiała powiedzieć rodzicom, że jakiś obcy pan mnie obserwuje-odpowiedziała z uśmiechem na ustach.
-Obcy pan? Przypomnę Ci to, obiecuje.-Pogroził jej teatralnie palcem-Co powiedziała mama, gdy zobaczyła Cie w męskich ubraniach?
-Weszłam do domu i poszłam do kuchni. Na stole leżała kartka- mama jest na służbowym wyjeździe, a tata usnał oglądając mecz w telewizji-odpowiedziała.
-To znaczy, że teoretycznie jesteś teraz sama w domu?-zapytał uśmiechając się podejrzanie.
-Tak, teoretycznie tak, a dlaczego pytasz?-zastanawiała się Lizz.
-Słyszałas może o tym duchu, który straszył poprzednich właścicieli Twojego domu?-zapytał poważnym tonem blondyn.
-Dean przestań!-krzyknęła-nie przestraszysz mnie!
-Lizz, kto jest za Tobą?
Dziewczyna odwrociła gwałtownie głowę, ale nikogo tam nie było.
-Widzisz, że się boję!-wykrzyczała znowu.
W tym momencie do pokoju wszedł Kieran i zaczął opieprzać młodszego brata za to, że przez te krzyki pobudzi sąsiadów. Kiedy podszedł do okna i zobaczył tam Lou mimowolnie się uśmiechnął.
-Kieran on mnie straszy!-skarżyła się dziewczyna.
-Zaraz tam straszy... to za mocne słowa. Wolałbym...-zaczął lecz Louise przerwała mu.
-Dostać kopniaka w tyłek?-spytała z satysfakcją w głosie.
-Od Ciebie? Nawet nie poczuje-przedrzeźniał się blondyn.
-A chcesz się założyć?
-Jasne, przyjdź tu i zobaczymy czy jesteś tak silna, za jaką się uważasz-mówił Dean śmiejąc się.
-Jak mam niby wyjść? Tata usłyszy, że wychodzę jeśli tylko otworze drzwi-myślała głośno Louise.
-Ale nie usłyszy, jeżeli wymkniesz się przez okno-podsunął jej pomysł Kieran.
Dziewczyna wachała się, jednak po namowach kolegów z lekką niepewnością usiadła na parapecie tak, by jej nogi swobodnie zwisały po zewnętrznej stronie domu. Powoli opuściła swoje ciało podtrzymując się na rękach.
Gdy jej stopy znalazły się już na twardym podłożu, zbliżyła się do ogrodzenia, ponieważ nie chciała ryzykować, że skrzypnięcie furtki wybudzi ojca ze snu. Niemalże bezszelestnie wspięła się na niewysoki murek porośnięty bluszczem. Bała się, że ktoś z sąsiadów zwróci uwagę na jej podejrzane zachowanie, tak więc szybko zeskoczyła z ogrodzenia i pędem pobiegła pod dom swoich przyjaciół. Wiedziała, że jeden z chłopaków śpi na kanapie w salonie, więc nie robiąc zbędnego hałasu, skierowała się do pokoju Deana. Gdy weszła do środka chłopcy zaczęli gratulować jej tak szybkiego czasu. Brunetka śmiała się mówiąc o tym, jak bardzo złą córką się przez nich robi.Bracia byli zdziwieni, że dziewczyna nigdy wcześniej nie robiła czegoś wbrew woli rodziców.
-W takim razie co taka grzeczna i słodka dziewczynka robi w naszym domu o 2 w nocy? -przedrzeźniał ją blondyn.
-Dlaczego słodka?-spytała dziewczyna oczekując odpowiedzi jako pierwsza.
-Na prawdę nie czujesz?-zapytał Kieran uśmiechając się.
-Ale czego?-zadała kolejne pytanie zdezorientowana sytuacją.
-Że masz na nogach kapcie- zaśmiał się Dean.

Tymczasem tata Louise obudził się pod wpływem głośnych reklam, co zapewne oznaczało, że mecz dobiegł końca. Jedną z wad pana Throwald było to, że bardzo często zasypiał przed telewizorem. Leżał jeszcze chwilę wpatrując się w duży ekran, gdy przypomniał sobie, że kiedy już zasypiał, w domu nadal nie było jego córki. Zazwyczaj najpóźniej wracała o północy, więc mężczyzna nie wątpił w to, że Louise wróciła i nie chciała go budzić, więc cicho poszła do siebie. Jednakże gdy przechodził korytarzem coś podkusiło go do tego, żeby zajrzeć do pokoju dziewczyny. Nacisnął klamkę i powoli uchylił drzwi. W pomieszczeniu było dość ciemno, ale mężczyzna od razu zauważył otwarte okno oraz puste łóżko. Teraz już pewniej wszedł do pokoju i zapalił światło. Rzeczywiście, w pokoju nie było nikogo. Jego uwagę przyciągnęło światło wychodzące z sąsiedniego domu. Podszedł bliżej okna i wychylił głowę. Nie musiał czekać długo, aby upewnić się gdzie jest jego córka. Z otwartego okna sąsiadów dało się usłyszeć melodyjny śmiech Lizz ledwie przebijający się przez chichot mężczyzn.
-Już ja jej pokażę...-wymamrotał Pan Throwald chowając głowę spowrotem do środka. Zamknął okno i skierował się do salonu podnosząc z podłogi i nakładając na siebie koszulę. Na nogi szybko założył buty wyszedł z domu. Kilkanaście sekund później był już przy drzwiach sąsiadów. Zawzięcie dzwonił dzwonkiem nie zważając na to, że ktoś w tym domu może spać. Po chwili drzwi otworzył mu Sean.
-Dzień doberek! W czym mogę pomóc?-zapytał zaspany.
-Chce córkę!-powiedział stanowczo mężczyzna nie zdając sobie sprawy z dwuznaczności jego wypowiedzi.
-Ja rozumiem, że pan może się załamać po tym, co za chwilę panu powiem, ale jestem w stu procentach hetero-dokończył chłopak i chlapnął mężczyźnie drzwiami przed nosem. Zdezorientowany ojciec stał chwilę przed domem, jednak po chwili zdecydował się na radykalne metody działania. Z hukiem otworzył i zamknął drzwi, po czym podszedł do kanapy, na której siedział jego poprzedni rozmówca. Złapał go za koszulkę i lekko podniósł.
-Słuchaj kolego, szukam mojej córki Louise, nie było jej u was?-spytał lekko przestraszonego Seana.
-Była, ale z tego co mi się wydaje poszła do domu. Mogę zapytać brata, jeśli pan chce-odparł posłusznie chłopak.
-Gdybyś mógł to byłbym wdzięczny-powiedział już o wiele spokojniej stawiając kolegę swojej córki spowrotem na podłogę.
-Proszę za mną-powiedział Sean prowadząc mężczyznę przez niedługi korytarz. Gdy zatrzymali się przed właściwymi drzwiami, chłopak popchnął je delikatnie. Mężczyzna zastał swoją córkę siedzącą na plecach leżącego bruneta. Jej kolor twarzy zmienił się z bladości w soczystą czerwień
-Tata? Co Ty tu robisz?-spytała przestraszona dziewczyna.
-Co ja tu robię? Dobre pytanie,ale to chyba ja powinienem o to zapytać. Z resztą to nie ważne. Będziesz miała kilka dni do przemyślenia tego, co zrobiłaś-odparł sucho-a teraz proszę przede mną i do domu.

Było popoludnie, gdy Kit przebudził się. Spojrzał na zegarek stojący przy łóżku-14:35. Chłopak odczuwał skutki wczorajszego picia. Ból głowy był bardzo mocny, a każdy nawet najmniejszy dźwięk sprawiał, że wpadał w szał. Co więcej musiał zmagać się z zanikiem pamieci-nie pamiętał jak skończyła się wczorajsza noc. Jedynie krótkie urywki z wieczora: przyszli do klubu, zaczęli pić. Nic więcej nie pamiętał. Nawet tego jak wrócił do domu. Kit żałował, że wlał w siebie tyle alkoholu. Teraz powoli wstał z łóżka i wyszedł z pokoju. Chłopak czuł bardzo dolegliwą suchość w gardle,więc od razu skierował się do kuchni. Zastał tam siedzącego z butelką wody Seana. Brunet dosiadł się do starszego kolegi biorąc wcześniej plastikowy pojemnik z napojem.
-Nigdy więcej z Tobą nie piję-powiedział Kit i wypił łyk wody.
-Mówisz to trzeci raz w ciągu dwóch tygodni-zaśmiał się Sean.
-Tym razem naprawdę- zapierał się przy swoim młodszy chłopak.
-Jasne...- odparł mu przyjaciel.
W tym momencie do kuchni wszedł Dean. W pierwszej chwili chciał się cofnąć i wyjść, gdy tylko zobaczył Kita, ale zrezygnował z tego pomysłu.Kompletnie nie zwracając uwagi na dwóch siedzących przy stole chłopców, podszedł do lodówki i jak gdyby nigdy nic zaczął szykować sobie śniadanie.
Kit przyglądał mu się jakiś czas, a gdy Dean tak po prostu wyszedł z pomieszczenia, nawet na nich nie spoglądając, zaczął się zastanawiać.
-Co mu jest?-spytał siedzącego obok przyjaciela.
-Nie pamiętasz?-spytał, a gdy tylko zobaczył zmieszanie na twarzy bruneta postanowił streścić mu wczorajszą przykrą sytuację- wczoraj,jak tylko wróciliśmy, rzuciłeś się z pięściami na Deana pytając, czy zdarzył już przelecieć Louise. Przynajmniej coś takiego opowiedział mi Kieran, bo ja, gdy tylko wróciliśmy do domu, zasnąłem.
-Dokładnie tak było-powiedział Kieran, który od dłuższej chwili stał w wejściu- dostałeś w twarz od Louise, a gdyby nie fakt, że byłeś pijany w cztery dupy, to jeszcze dostałbyś porządnie w pysk. W sumie to podziwiam go za do, że Ci nie przyłożył, bo ja na jego miejscu niebyłbym w stanie się powstrzymać.
-Chyba powinienem porozmawiać z Deanem...-pomyślał głośno i wstał zbliżając się do wyjścia.
-Stary, daj mu spokój-powiedział Sean.
-Właśnie, dzisiaj już wiesz co się dzieje, więc może Cie uderzyć-poparł brata Kieran.
-Trudno, zasłużyłem-odparł i wyszedł z kuchni.
Gdy dochodził do pokoju Deana miał pewne obawy co do tego, czy rzeczywiście już dzisiaj zaczynać temat.       Byłem w stanie powiedzieć wczoraj coś takiego, więc teraz muszę za to zapłacić-pomyślał, po czym nacisnął klamkę. Uchylił drzwi i zajrzał do środka. Blondyn leżał na łóżku ze słuchawkami w uszach. Gdy tylko zobaczył Kita w drzwiach wyłączył muzykę i spojrzał na niego.
Brunet niepewnie podszedł i usiadł obok kolegi. Dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu, po czym odezwał się Kit.
-Wygarnij mi-powiedział szykując się na ostre słowa, które mogłyby polecieć z ust przyjaciela.
-Nie-odparł po prostu.
-Dlaczego nie? Przecież po tym co zrobiłem powinieneś mnie skląć, skopać i wszystko co najgorsze! A Ty tak po prostu nic?-krzyczał starszy chłopak.
-Wyjdź-powiedział cicho Dean, ale Kit nie zareagował.
-Nie słyszysz?Wyjdź!-podniósł głos.
Chłopak  wstał z łóżka i skierował się w stronę drzwi. Wyszedł. Kompletnie nie wiedział co ze sobą zrobić...


~•~•~•~•~•~•~•~•~

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale miałam sporo dodatkowych obowiązków związanych ze szkołą. Jeśli błędy, to również przepraszam, ale jest druga w nocy, a ja dodaje rozdział z telefonu... Byłoby miło, gdybyście komentowali:)

niedziela, 1 września 2013

Rozdział VI

Piętnaście minut przed czwartą zadzwonił dzwonek do drzwi.
  -Mamo to Dean! Wpuść go i powiedz mu, że za sekundę będę-krzyknęła do mamy po
czym zabrała ze sobą torebkę, nałożyła buty i już szła w kierunku drzwi wejściowych,
gdzie mama właśnie witała się z chłopakiem.
  -Cześć Lizz!-przywitał się, po czym zwrócił się do mamy dziewczyny- Miło było panią zobaczyć, 
do widzenia!
Wyszli na zewnątrz i dopiero po przejściu kilku metrów zaczęli normalnie rozmawiać.
  -Miałem powiedzieć Ci to przy Twojej mamie, ale w sumie było mi trochę głupio: 
pięknie wyglądasz-skomplementował koleżankę, po czym uśmiechnął się.
Lizz odwzajemniła uśmiech. W sumie nawet nie chciała ubrać się jakoś wyjątkowo pięknie,
 pełen makijaż,szpilki i tak dalej. Miała na sobie lekką kwiecistą sukienkę,czarne rzymianki i małą torebeczkę, czyli nic specjalnego. Przecież to nie była randka. A może on to spotkanie traktował
 jako randkę?
  -Dean czy Ty... no wiesz... traktujesz to spotkanie jako randkę?-spytała na tyle nieśmiało, 
że rozbawiło to chłopaka.
  -A jak chciałabyś, abym to traktował?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
  -No bo wiesz, wydajesz się być naprawdę świetnym chłopakiem, ale ja...-nie dokończyła, 
bo Dean przerwał jej.
  -Jesteś zakochana w Kicie, prawda? Spokojnie, to zostanie pomiędzy nami.
Nasza pierwsza tajemnica, zgoda?-zapytał a dziewczyna pokiwała głową.
  -Zgoda-odpowiedziała-Ale chwila...Skąd wiedziałeś?
  -Potrafię dostrzegać takie rzeczy-odparł po raz kolejny uśmiechając się-to jak,
przypieczętujemy naszą pierwszą tajemnicę lodami?
  -Pewnie-powiedziała i pociągnęła chłopaka w stronę najbliższej lodziarni.
Lizz usiadła przy stoliku, a chłopak stanął obok.
  -Jaki smak chcesz?-skierował pytanie do dziewczyny.
  -Czekolada i truskawka-odpowiedziała.
Dean podszedł do lady, by zamówić deser, a Louise mogła podziwiać jego "tyły". 
Chłopak był strasznie wysoki. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak zabawnie musiała wyglądać sytuacja, kiedy ciągnęła go do lodziarni. Blondyn strasznie jej zaimponował tym, 
że obiecał nie zdradzić jej tajemnicy przed wszystkimi i potraktował normalnie odmowę.
Myślała, że zdenerwuje się, a on po prostu kontynuował rozmowę. Lubiła w nim to.
Kiedy wrócił z lodami usiadł naprzeciw jej i podał deser.
Dziewczyna zatopiła swoje usta w przepysznym, zimnym przysmaku.
Dean mocno się nad czymś zastanawiał, w końcu postanowił zadać dręczące go pytanie.
  -Dlaczego akurat Kit? Nie zrozum mnie źle, nie uważam, żeby był zły, 
ale zawsze zastanawia mnie fakt, dlaczego dziewczyny tak na niego lecą.
  -A lecą?-spytała próbując się uśmiechnąć.
  -Wcześniej miał kilka dziewczyn, nie będę kłamał, ale ostatnio dawno nie widziałem go z żadną.
A wiec, co w nim widzisz?-zapytał ponownie, zauważając, ze dziewczyna odrobinę zeszła z tematu.
  -Może fakt, że dużo razem przeszliśmy przez te kilka dni, gdy byłam w Anglii za pierwszym razem.
A może to ze jest nieśmiały? Albo niedostępny...Nie wiem Dean, nie umiem Ci odpowiedzieć na to pytanie- -powiedziała wpatrując się w pusty już pucharek po lodach. Naczynie chłopaka tez było już puste, więc postanowili zapłacić i wolnym krokiem udać się w stronę domu.
                                                          ******
Gdy Dean wyszedł na spotkanie z Lizz, Sean wpadł do pokoju Kita, 
w którym brunet aktualnie przebywał. Drzwi nie były zamknięte na klucz,
więc bez ogródek wparował do pomieszczenia. Na łóżku leżał chłopak, gapiąc się w sufit.
  -Długo tak leżysz?-spytał starszy przyjaciel.
  -Od godziny-odpowiedział kontynuując oglądanie białej ściany.
  -A może masz ochotę na lepszą formę rozrywki?-spojrzał na Kita i uśmiechnął się znacząco.
Chłopak jednakże nie zareagował.
  -No chodź!-powiedział chwytając przyjaciela za ręce i ściągając z łóżka.
Gdy brunet znalazł się na podłodze nie miał zamiaru wstawać. 
Sean zauważywszy to ciągał kolegę przez cały dom po panelach.
Kit starał się nie śmiać, ale gdy starszy chłopak złapał go pod plecami i nogami,
aby przenieść go przez drzwi i znieść ze schodów, wybuchnął śmiechem.
  -Jesteś cholernym idiota!-krzyknął próbując wyrwać się z rąk Seana.
  -Możliwe, ale nie dam się smucić mojemu przyjacielowi-odparł wypuszczając z "objęć" Kita-Sam pójdziesz, czy mam ciągnąć Cie dalej, tym razem po chodniku?
  -Może pójdę sam-odparł niby obojętnie chłopak.
  -Może?-dopytywał się Sean próbując obalić kolegę na chodnik.
  -Dobra już dobra! Pójdę!-krzyknął powstrzymując przyjaciela przed atakiem.
Zbliżali się do znanego im już baru. Wszyscy jego pracownicy wiedzieli, 
że jeśli chłopcy przychodzą, to trzeźwo stąd nie wyjdą. Tak było i tym razem.
Dochodziła już dwudziesta, a Sean i Kit byli już nieźle wstawieni.
Pijąc kolejna dawkę alkoholu starszy chłopak zobaczył coś interesującego za oknem.
  -Kit spójrz kogo moje oczy widzą-powiedział śmiejąc się-To nasz Dean ma nową dziewczynę?
  -To Lizz...-odpowiedział zdenerwowany Kit.
  -Uuuuu, romansik-śmiał się Sean.
  -Co Ty w ogóle pieprzysz jaki romansik?-spytał unosząc głos.
  -Stary nie cieszysz się ze szczęścia swoich przyjaciół?-zapytał, a widząc zdenerwowanie na twarzy przyjaciela doznał olśnienia-Ja wiem co się święci! Ty się w niej zakochałeś!-krzyknął tak,
że Kit mimowolnie zasłonił uszy.
  -Czemu się drzesz? Ona i tak ma mnie teraz w dupie. Spierdoliłem po całości rozumiesz? 
Nigdy nie chciałem, żeby tak wyszło. Ale ona... ja... myślałem, że jest dla niej no wiesz, za stary.
I chyba miałem racje-dokończył i chwycił kieliszek wypijając jego zawartość.
  -Stary wszystko będzie dobrze!-powiedział Sean i poklepał go po ramieniu.
  -Nie, nie będzie-odparł i po raz kolejny zapił swój smutek.
                                                   *******
Zapadał zmrok, gdy Dean i Lizz wchodzili w swoją ulicę. Wiatr powiewał mocno, zaczynał kropić deszcz.
Chłopak widząc, że dziewczyna ma na sobie tylko sukienkę i trzęsie się z zimna chciał oddać jej swoją kurtkę, ale że aktualnie nie miał kurtki przy sobie przytulił koleżankę. 
Ta podniosła wzrok i spojrzała na niego.
  -Spokojnie, ja tylko nie chcę żeby Twoja mama miała mi za złe to, że się przeziębisz.
Gdy przechodzili obok baru, który znajdował się na ich ulicy, usłyszeli mało zrozumiane
krzyki z wewnątrz małego budynku.
  -O ile się zakładamy, że to chłopaki?-spytał śmiejąc się do dziewczyny.
  -Wy tak zawsze?-zadała pytanie przez co sama uniknęła odpowiadania.
  -Powiem Ci, że to zależy. Zazwyczaj staramy się nie pić dużych ilości z dnia na dzień,
 ale chłopaki chyba musieli mieć powód, jeśli dzisiaj znowu chcą doprowadzić siebie do takiego stanu.
  -Żałujesz, że nie jesteś w tym momencie z nimi?-spytała gdy dochodzili do domu chłopców.
  -Nie żałuję ani jednej chwili, świetnie się z Tobą bawię-odparł uśmiechając się.
  -To ja już pójdę, dzięki za miłe popołudnie-powiedziała dziewczyna próbując uwolnić się z uścisku Deana.
  -Żartujesz sobie? Wiesz co powiedziałaby Twoja mama, gdyby zobaczyła Cie w takim stanie?
Przecież jesteś cala mokra. Wejdź, osuszysz się i dopiero będę mógł Cie wypuścić-powiedział po czym otworzył drzwi i przepuścił dziewczynę. 
W domu panowały ciemności, wiec Dean zaczął szukać włącznika światła, ale gdy wymacał mały pstryczek ktoś położył na nim rękę i światło zapaliło się. 
  -Cześć!-powiedział Kieran stojąc przed nimi i pomachał im dłonią.
  -Zwariowałeś? Chcesz nas doprowadzić do zawalu?-spytał Dean patrząc na brata.
  -Przepraszam, może wam w czymś przeszkodziłem?-spojrzał na blondyna znacząco.
  -Nie, nie przeszkodziłeś w niczym-odpowiedział bratu po czym zwrócił się do Lizz- Za chwilę przyniosę Ci jakąś koszulkę i ręcznik, pójdziesz do łazienki i się osuszysz,ok?
  -Dean, ja naprawdę nie chcę sprawiać wam problemu. Po prostu pójdę do domu i tam się ogarnę-stwierdziła spoglądając na kolegów.
  -Nie ma mowy. Kieran dotrzymaj koleżance towarzystwa, a ja idę po ubrania-powiedział
po czym wyszedł z pomieszczenia.
Kieran i Lizz skierowali się na kanapę, a gdy Dean zniknął za drzwiami chłopak rozpoczął wywiad.
  -To jak, jaki on jest?-spytał spoglądając na dziewczynę.
  -Jest strasznie miłym kolesiem, lubię go-odparła uśmiechając się.
  -Dobrze całuje?- kontynuował zadawanie pytań.
  -Nie wiem, nie całowaliśmy się-odpowiedziała śmiejąc się.
  -Jasne i może jeszcze mam uwierzyć, że ze sobą nie jesteście? 
Tak się przytulaliście przed domem...-powiedział i zaśmiał się widząc,
że policzki koleżanki nagle zrobiły się bardziej różowe.
  -Nie uważasz, że za krótko go znam aby się z nim wiązać? 
Poza tym Dean to naprawdę świetny chłopak, ale nie myślę, że mógłby być kimś więcej niż przyjacielem.
A przytulał mnie, bo było mi zimno-wytłumaczyła brunetowi.
  -Jasne, ale i tak będziecie się całować-stwierdził i zaśmiał się.
  -Kieran!-krzyknęła dziewczyna i rzuciła się na niego z poduszka.
W tym samym momencie do pokoju wrócił Dean z niebieska koszulka w ręce i ręcznikiem.
  -Już podpadłeś?-spytał Dean widząc jak poduszka w rekach dziewczyny szybko uderza w chłopaka.
  -Dobra, zostaw go, ja się nim zajmę-powiedział podając jej ręcznik i ubranie.
Dziewczyna wyszła z pokoju a Kieran ponownie postanowił wypytać o szczególny spotkania, 
tym razem jednak swojego brata.
  -Dobrze całuje?-spytał starając się zachować poważną minę.
  -To dziś jest Dzień Wkurwiania Wszystkich Dookoła Poprzez Zadawanie Głupich Pytań?-odgryzł się starszemu bratu.
  -I po co te wulgaryzmy? Nie można spokojnie? A tak zmieniając temat, widziałeś gdzieś po drodze chłopaków?-powiedział, a Dean kiwnął głowa.
  -Pijani, prawda?-zapytał, a chłopak ponownie skinął głową.
  -Co za idioci...-powiedział po czym wyszedł z domu.
                                                  ************
Kieran szedł rozglądając się za chłopakami. 
Nie zaszedł daleko, ponieważ usłyszał podniesione głosy swojego brata i przyjaciela dochodzące z baru. Wszedł do środka i zobaczył Kita prawie kładącego się na stoliku i Seana, 
który widząc brata w drzwiach próbował ratować sytuację i klepał kolegę po ramieniu,
aby był choć trochę przytomny. Kieran podszedł do stolika i szczerze się zaśmiał.
  -Tak najebanego to Cie dawno nie widziałem-stwierdził trącając kolegę w ucho-Dobra koniec tego, zbieramy się chłopaki. Sean, dasz rade go podnieść?-spytał przyglądając się jak chłopak powoli i z lekkimi trudnościami wstaje.
  -Wyjdźcie na zewnątrz,a ja za dzwonie po Deana-skierował swoje słowa do Kita i Seana.
  -Po co jego chcesz wołać? Niech się zabawia ze swoją nową dziewczyną-wybełkotał Kit, 
ale Kieran nie zrozumiał. Pijani mężczyźni wyszli z klubu, a po chwili dołączył do nich brunet.
  -Nie odbiera-powiedział chowając telefon z powrotem do kieszeni.
  -Może już ja pieprzy-ponownie podjął próbę rozmowy Kit. Tym razem Sean zrozumiał słowa przyjaciela.
  -Odpuść sobie bracie, nie jest warta-powiedział Sean trochę bełkotliwie.
  -No dobra chłopcy, musimy jakoś dojść do domu. Dacie rade iść?-spytał z troską w głosie.
W tym momencie Kit wyprostował się na ile tylko pozwoliły mu procenty szalejące po jego ciele.
Spojrzał poważnie na rówieśnika, położył mu dłoń na ramieniu, co pozwalało mu swobodnie stać.
  -Czy Ty myślisz, że my jesteśmy pijani? Sean słyszałeś, my pijani!-powiedział chłopak lekko się chwiejąc.
  -No chyba Ty!-powiedział Sean do Kierana i roześmiał się.
Mimo tego, że bar znajdował się niedaleko od domu, był to chyba najdłuższy powrót i przede wszystkim najcięższy.
  Gdy dotarli już do mieszkania i weszli do domu Dean siedział na kanapie rozmawiając z Louise,
która ubrana była w jego koszulkę. 
Chłopak właśnie chciał ją okryć kocem, ale zobaczył, że chłopcy stoją za nim.
Zanim zdołał zorientować się co się dzieje, Kit podszedł do niego i zamachnął się, bełkocząc coś niezrozumiałego. Ilość spożytego alkoholu przez napastnika i szybka reakcja Deana sprawiły,
że blondyn uniknął ciosu w twarz. Kieran momentalnie złapał Kita w pasie i odciągnął go od niego,
by ten przypadkiem nie próbował zadać kolejnego ciosu. 
  -Kit,do cholery, co Ty robisz?!?-krzyknął Kieran potrząsając chłopakiem. 
Ten jedynie stał i patrzył się raz na Deana, raz na Lizz. Gdy wydawało się, że już opanował emocje, postanowił całkowicie zepsuć swoje relacje ze znajomymi.
  -Co, przeleciałeś już ją?-powiedział Kit kierując swoje słowa do blondyna. 
Teraz Kieran musiał uspokajać młodszego brata.
  -Stary, on jest kompletnie pijany, odpuść-tłumaczył brunet trzymając Deana za ramiona.
Gdy wszyscy byli zajęci uspokajaniem Kita i Deana nikt nie zauważył łez,
które spływały teraz po policzku dziewczyny. Podbiegła do pijanego przyjaciela i uderzyła go w twarz.
  -Nienawidzę Cie Ty pieprzony idioto!-wykrzyczała mu prosto w twarz i wybiegła z mieszkania.
  -Lizz czekaj!-krzyknął Dean i wybiegł przed dom, ale jej już nie było. Wrócił do środka i rzucił się na Kita.
  -Ty pierdolony idioto! Ona Cie kocha rozumiesz?!? A Ty wyskakujesz z tekstami, jakby ona była dziwką! Nie mówiąc już o tym, w jakiej sytuacji postawiłeś mnie! Gdyby nie to,że jesteś tak pijany, to sam bym Ci przypierdolił, rozumiesz?-krzyczał na niego trzymając go za koszulkę.
  -Dean,Dean!-krzyczał Kieran odciągając go za ramiona-Zostaw go!
  -Ona mnie kocha? Przecież dzisiaj była z Tobą!-bełkotał Kit.
  -Jesteśmy przyjaciółmi! Jasne, podoba mi się, jest strasznie miła i w ogóle, ale ona woli Ciebie, rozumiesz? Chociaż po tym co odpieprzyłeś chwilę temu wątpię, że będzie chciała z Tobą rozmawiać. Z resztą, ja też już nie chcę.Idę do siebie-dokończył i udał się w kierunku swojego pokoju.
  -Chodź Kit, Sean usnął na kanapie, a Ciebie zaprowadzę do Twojego pokoju-powiedział Kieran chwytając przyjaciela pod ramię i pociągnął go do jego sypialni.
                                                                      *******
Dean zamknął za sobą drzwi i rzucił się na łóżko. 
Tak cholernie było mu głupio. Jak on mógł ją tak potraktować? Jak on mógł pomyśleć, 
że ona jest dla niego tylko dziewczyną do zaliczenia. 
Nigdy nie spodziewał się, że jego przyjaciel tak o nim myśli.
Chciał zadzwonić do Louise i wytłumaczyć wszystko. Ale co miał wytłumaczyć? 
Że kiedy Kit jest pijany nie kontroluje swojego języka? Postanowił nie dzwonić,
choć miał już telefon w ręku. Gdy odłożył go na poduszkę telefon zaczął wibrować.
 Dostał wiadomość... od Louise.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział V

   Było ciemno gdy Louise obudziła się, pod wpływem wibracji telefonu.
Dziewczyna nie miała ochoty sięgać pod poduszkę i odczytywać sms-postanowiła zrobić
 to rano.
   Pierwsza noc w nowym domu mijała spokojnie.Zazwyczaj źle wspominała tą cześć przeprowadzek, ponieważ każdy nowy dom wydawał jej się dość ponury.
Rodzice go od kogoś kupili, a ona spała w pokoju, który kiedyś należał pewnie do jakiejś starszej kobiety.
Teraz było zupełnie inaczej. Wszystko było inaczej urządzone-w ich stylu.
Dziewczyna czuła, że w końcu zacznie się nowy, ciekawszy etap jej życia,
szczególnie, że niedługo miała pójść do zupełnie nowej szkoły.
Czekała na nowe przyjaźnie, a nawet niektóre problemy związane z nową szkołą.
Chciała po prostu zapomnieć o dręczących ją wspomnieniach.
Jednakże teraz, gdy tak o tym myślała, wszystkie wspomnienia wróciły.
Wróciły z mniejszą siłą.Nie bolało jej to, nie bała się tak jak kiedyś.
Chętnie wstałaby z łóżka i poszła na długi spacer, jednakże było jeszcze ciemno,
rodzina smacznie spała, a ona nie chciała ich budzić.
Ułożyła więc głowę na poduszce i ponownie zasnęła.

                                                              ******

   Noc chłopców skończyła się klasycznie. Po mile spędzonym wieczorze u nowej koleżanki młodzi przyjaciele nie chcieli tak po prostu wrócić do domu.
Wychodząc z domu dziewczyny podjęli szybką decyzję o wstąpieniu do pobliskiego baru. Skończyło się jak zwykle-kacem i minimalnym zanikiem pamięci...
   Dean otworzył oczy i pierwsze co ujrzał to promienie słoneczne padające prosto na jego twarz.
Przekręcił się na łóżku chowając głowę w cieniu. Chwile potem musiał jednak wstać-jest kac, są i obowiązki. Strasznie go suszyło, musiał jak najszybciej się czegoś napić.
Powolnym, ciężkim krokiem przemaszerował do kuchni, gdzie siedział już Kit z butelką wody przy ustach.Chłopak ze zrozumieniem spojrzał na młodszego przyjaciela,
odsunął krzesło tak,aby ten mógł usiąść i podał mu nową butelkę wody.
-Szalona noc, co?-spytał brunet.
-Kit... Mogę Cię o coś zapytać? Tylko się nie śmiej, ok?-spojrzał na przyjaciela.
-Jasne, co się dzieje?
-Co my właściwie wczoraj robiliśmy?-zapytał poważnie Dean, a jego przyjaciel zaczął się śmiać.
-Standardowo: poszliśmy do baru, wypiliśmy. Ja i Sean poszliśmy do domu, a wy jeszcze zostaliście, także nie wiem co działo się potem...-odpowiedział Kit nadal się śmiejąc z tego, że jego młodszy kolega stracił wczoraj pamięć pod wpływem alkoholu.

   Tymczasem z łóżka właśnie wstał Kieran. Był w sporo lepszym stanie niż jego młodszy brat, a przede wszystkim pamiętał wszystko. Pamiętał wyjście Kita i Seana i to, co działo się potem...

Było już późno, bo koło 2 w nocy, kiedy Kit i Sean postanowili wrócić do domu. 
Chłopcy, nadal w idealnych humorach pozostawali chętni do picia.
 Po kilku kolejnych kieliszkach języki zaczęły się plątać, a z ust wylatywały słowa,
 które, gdyby nie spora dawka alkoholu, nigdy by nie wyleciały.
  -Ona jest strasznie słodka, wiesz? Chciałbym ją bliżej poznać-powiedział Dean do brata.
  -Podoba Ci się?-spytał Kieran, który był bardziej trzeźwy niż blondyn.
  -To nie tak. Znam ją bardzo krótko. Ale gdybym ją bliżej poznał... Może coś by
    z tego wyszło-odpowiedział uśmiechając się.
  -Wiesz co? Mam pomysł. Może napisz do niej sms?-stwierdził starszy brat.
  -Jasne, ale co napisać?-spytał o radę Kierana.
  -To może zacznij tak...

   Tą noc chłopak zaliczył jak najbardziej do udanych. Teraz przeczesał ręką nie po układane
włosy i udał się do kuchni.Widząc tam dwóch swoich przyjaciół w takim stanie nie mógł opanować swojego śmiechu, tym bardziej, gdy Kit zadał pytanie, co działo się wczoraj po ich wyjściu.
  -Wypiliśmy jeszcze trochę, pogadaliśmy na temat dziewczyn, a Dean nawet do jednej napisał-odpowiedział Kieran.
  -Stary nie żartuj sobie-powiedział blondyn po miedzi jednym a drugim łykiem wody.
  -Ja mam sobie nie żartować? To sprawdź lepiej do kogo napisałeś ostatni sms-odparł uśmiechnięty chłopak.
Dean wyjął z kieszeni telefon i przesuwał palcem po ekranie w poszukiwaniu skrzynki nadawczej.
  -O kurwa-powiedział najmłodszy chłopak. Były to jedyne słowa, które mógł teraz wypowiedzieć.
  -Co się stało? Co tam napisałeś? Pokaż mi ten telefon!-zażądał Kit,
 po czym wyszarpał urządzenie z ręki przyjaciela.
Chwile po tym był już w drodze do swojego pokoju.Na korytarzu minął się z Seanem,
który nie świadomy tego,co się właśnie stało, zmierzał do kuchni.
  -A tam temu co się stało?-spytał spoglądając na swoich braci.
  -Chyba się wkurzył, bo zobaczył to.powiedział Kieran po czym przekazał bratu telefon,
który Kit pozostawił na blacie stołu.
  -Cześć, chciałbym Cię bliżej poznać, moglibyśmy się spotkać? Dasz się zaprosić na kawę? Może jutro? Co Ty na to? Dean.-przeczytał na głos Sean- I co? On o to tak się wkurzył?
Przecież tu nie ma niczego, co mogłoby ją obrazić. Chyba że...zatrzymał się chłopak.
-No właśnie...-odparli równocześnie Dean i Kieran

                                                            ******


Dziewczyna obudziła się kilka godzin później.
Teraz jednak wstała i skierowała się prosto do łazienki.
Gdy wyszła, udała się do kuchni witając się w korytarzu z mamą wdając się w chwilową
rozmowę na temat tego, jak jej się spało oraz planów na dzisiejszy dzień.
Podeszła do lodówki i wyjęła mleko, aby zalać jej ulubione czekoladowe płatki.
Stojąc z miseczką w ręku wyjrzała przez okno, które wychodziło na dom chłopaków.
Co dziwne, na zewnątrz nie było nikogo, a przecież mieli rano umyć ich samochód.
W tym momencie usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości i przypomniała sobie o nocnej pobudce. Dojadła płatki i sięgnęła do kieszeni po telefon.
Dwie nieodebrane wiadomości: jedna, typowy spam, wygrała nowe BMW.
Druga zaciekawiła ją bardziej. To Dean pisał w nocy, chce ją lepiej poznać.
Gdyby byłby to ktoś całkiem obcy to pewnie od razu by odmówiła,ale polubiła blondyna
i również chciała go lepiej poznać. Kto wie, może po jakimś czasie ich znajomość się polepszy i będą przyjaciółmi. Nacisnęła "odpowiedz" i wystukała krótki tekst.



 Za chwilę pojawił się sms.
Chłopak oczywiście zgodził się na lody.Po kilku minutach rozmowy
Dean zaprosił Lizz do siebie. Co prawda pisał,że są w nie najlepszym stanie,
ale wszyscy bardzo chcieli znowu ją zobaczyć.
Dziewczyna poszła więc do mamy zapytać, czy może pójść odwiedzić znajomych.
Mama nie miała nic przeciwko. Cieszyła się, że jej córka tak szybko
znalazła sobie grono znajomych, może tym razem szybciej zaklimatyzuje się w nowym miejscu.
Louise nałożyła buty i spokojnym krokiem wyszła w domu.
Chwilę potem dzwoniła już do drzwi chłopaków.Otworzył jej Kieran,
który uśmiechnął się na widok koleżanki.
  -Cześć Lizz!-przywitał ją i lekko przytulił. Lekko pachniał alkoholem,
jednakże nie było widać, żeby był na kacu.
  -Hej-przywitała się, po czym Kieran przepuścił ją w drzwiach
i dziewczyna weszła do środka.Przeszli do kuchni i to co zobaczyła zaskoczyło ją lekko.
Sean wyglądał podobnie jak Kieran,pachniał również podobnie
gdy ją przytulał na powitanie. Ale to Dean wyglądał najgorzej,
jednakże gdy podeszła do chłopaka te uśmiechnął się i także ją przytulił.
Jej uwadze nie umknął fakt, że nie było Kita.
  -A gdzie Kit?-zapytała, a na twarzach chłopców pojawiło się lekkie zmieszanie,
 po czym Sean postanowił ratować sytuację.
  -Jeszcze śpi. Wczoraj trochę imprezowaliśmy, a Kit po takich zdarzeniach lubi się wyspać.-powiedział uśmiechając się, trochę sztucznie, ale dziewczyna pominęła ten fakt.
 Widziała, że temat nie odpowiadał kolegom, więc postanowiła go zmienić.
  -A wy nie mieliście dzisiaj czasem myć auta?- spytała próbując zacząć nowy temat.
  -Cholera, mieliśmy... Chłopaki, bo nie będziemy mogli dzisiaj z Kitem jechać...-zaczął Sean
lecz przypomniał sobie, że Lizz jest z nimi.
  -Słuchajcie, to ja może już sobie pójdę, nie chcę wam przeszkadzać. A wy uciekajcie myć samochód, ale już!-powiedziała dziewczyna z uśmiechem na twarzy.
  -A Ty to co?-zapytał Dean śmiejąc się, po czym dostał od koleżanki w tyłek gazetą,
 którą chwyciła chcąc pogonić chłopaka.

    Kilka minut później była już w swoim domu. Z ciekawości zaszła do kuchni,
by przez okno podglądać chłopaków. Na podwórku stali teraz wszyscy,
łącznie z Kitem, i rzucali się gąbkami z pianą. Dziewczyna chętnie by do nich dołączyła,
ale widać było, że coś jest nie tak, a nie chciała przeszkadzać.
Zaczęła mieć też wątpliwości co do wyjścia z Deanem,
więc wolała się upewnić i napisała do niego: "Nasze spotkanie dziś nadal aktualne?".
Obserwowała, jak chłopak strzepuje pianę z rąk, by odczytać sms,
którego poczuł pod wpływem wibracji. Uśmiechnął się do telefonu i zaczął pisać,
a po chwili z komórki Lizz wydobył się cichy dźwięk.
Dziewczyna odczytała wiadomość: "Oczywiście, przepraszam za to co się działo u nas w domu. PS. jeśli chcesz pooglądać nas bez koszulek to po prostu tu przyjdź, a nie podglądasz nas przez okno.x"
Louise od razu zasłoniła roletę w kuchni, a potem usłyszała głośny śmiech blondyna.


______________________________________________________


Miałabym ogromną prośbę: jeśli czytacie to opowiadanie to napiszcie jakiś komentarz,
bo chcę wiedzieć, czy nie piszę na darmo. Dziękuję.:)  PS. Jeśli chcecie, żebym informowała was o nowościach na blogu piszcie w zakładce "Informowani" lub na mojego tt: @Big_Fat_Idiot. 









piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział IV

-Bierzmy się do pracy. Im szybciej zaczniemy tym szybciej będę mógł...- zatrzymał się zdając sobie sprawę z tego, że dziewczyna próbuje odczytać jego myśli.
-Sobie stąd pójść? To chciałeś powiedzieć?-zapytała nadal patrząc na niego intensywnym wzrokiem.
-Nie, nawet przez myśli mi to nie przeszło. Tym szybciej będę mógł z Tobą porozmawiać.-powiedział wypakowując kolejne rzeczy z walizki. Chwile potem w ręku trzymał lekko błyszczący kawałek papieru. Przyglądał się dokładnie, przesunął kciukiem po śliskiej powierzchni.
-Nadal masz to zdjęcie-wyszeptał. Lizz spojrzała na chłopaka i zdjęcie, które trzymał dłoniach.
-Och tak, mam ich sporo-odparła wyjmując kilka rzeczy, aby spod nich wydobyć stosik zdjęć, które chwile potem znalazły się w zasięgu wzroku Kita.
Powoli oglądał każdą fotografię, jakby chciał przypomnieć te chwile sprzed kilku lat. Dziewczyna przysiadła się do przyjaciela przytrzymując mu zdjęcia, które już widział.
Kit chciał już odkładać kolejne zdjęcie,ale w ostatniej chwili zatrzymał rękę.
-Dlaczego na tym zdjęciu jesteś smutna?- spytał przyglądając się dokładniej twarzy osoby na zdjęciu.
Wziął poprzednią fotografię, na którym uśmiechnięta Louise oglądała motyla
siedzącego na kwiatku, po czym wziął kolejne zdjęcie.
Było bez żadnych uczuć- dziewczyna patrzyła obojętnie w obiektyw aparatu.
 Na wszystkich kolejnych fotografiach wyglądała tak samo.
Kit spojrzał na Lizz, która w tym momencie próbowała wyczytać cokolwiek z jego twarzy.
Nie chciała, aby chłopak zaczynał ten temat, bała się,że znowu będzie musiała myśleć o tym wszystkim co się zdarzyło. Jednak on nie wyczuł jej strachu.
-To zdjęcie...-zaczął- zostało zrobione po "tym" tak?
-Tak, ale nie zaczynajmy tego tematu-poprosiła patrząc w jego oczy.
 Wtedy to zobaczył. Strach, bezradność-zobaczył to w jej oczach. Wiedział ile przeszła.
W tej chwili drzwi otworzyły się i do pokoju wbiegli bracia Lemon.
Rozsiedli się po całym pokoju-Sean zajął dywan rozkładając się wygodnie,
Kieran usiadł pod oknem, natomiast Dean zatrzymał się przy walizce Louise,
po czym momentalnie uciekł na łóżko ze stanikiem swojej koleżanki w dłoni.
 Dziewczyna rzuciła się na niego tak niespodziewanie, że chłopak opadł na łóżko,
a ona zdążyła usiąść na jego torsie. Blondyn dusił się swoim śmiechem a Lizz okładała go swoimi, stosunkowo małymi do jego umięśnionego ciała, piąstkami.
Gdy już udało jej się wyrwać swoją bieliznę z rąk chłopaka, odwróciła się, czując na sobie wzrok pozostałych chłopców.
-Co?-zapytała nie czując się dobrze z tym, że wszyscy się na nią patrzą.
-Ładnie razem wyglądacie- odparł Kieran, na co Sean kiwnął twierdząco głową.
-Serio?-zapytał Dean przyglądając się Louise.
-Serio, serio, oprócz tego, ze gdybyś chciał ją pocałować musiałbyś chyba uklęknąć-stwierdził Kit chcąc podrażnić się z chłopakiem.
-Ja przynajmniej umiem tańczyć!-odgryzł się blondyn.
-Sugerujesz coś?-spytał starszy chłopak zbliżając się do Deana.
Stali teraz naprzeciw siebie patrząc sobie w oczy złowieszczym wzrokiem.
-Kieran, zapodaj coś!-rzucił do brata chcąc przyplusować w oczach reszty.
Kieran wyjął telefon i z tajemniczym uśmiechem przesuwał palcem
po ekranie w poszukiwaniu dobrej piosenki.
Gdy znalazł odpowiedni utwór, z głośników wypłynęły pierwsze takty melodii,
która idealnie nadawała się do szybkiej salsy.
-Co Ty do cholerny masz w swoim telefonie?-spojrzał na niego ze zdziwieniem Sean.
Kieran chciał odpowiedzieć, jednakże chłopcy przeszli już do działania.
Kit usiłował poruszać biodrami w rytm muzyki, co szlo mu dość marnie. Dean zaś kręcił się poruszając dziwnie rękami. Lizz, która do tej pory tylko śmiała się
z próbujących swych sił kolegów, teraz wstała i zaczęła zwinnie poruszać się po całym pokoju.
Chwile po tym dołączył do niej Kieran. Chłopak jako jedyny potrawił dopasować się
do ruchów dziewczyny.
Gdy z telefonu wypłynął ostatni dźwięk odpadli na podłogę.Łącznie z Seanem,
który w trakcie dołączył do tańczących. Teraz leżeli zaśmiewając się ze swoich umiejętności.
Ukryty talent Kierana nie umknął uwadze Louise.
-Swoją drogą... gdzie nauczyłeś się tak tańczyć?-spytała obserwując twarz bruneta,
na której teraz pojawił się uśmiech.
-Ja się nie uczyłem, to po prostu dar. Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz...-podsumował chłopak śmiejąc się po raz kolejny tego dnia.

------------------------------------------------------------------------------------------------
Miałam chwilową blokadę, mam nadzieję, że wybaczycie mi to. Wracam z nowymi pomysłami, szykujcie się:)

środa, 3 lipca 2013

Rozdział III

Tymczasem Lizz obudziła się na klatce piersiowej Kita. Miała rozczochrane włosy i zaspane oczy. Kit widząc, że dziewczyna obudziła się, uśmiechnął się i pogładził ją po głowie układając przy tym niesfornie odstające kosmyki jej włosów.
-Jak się spało?-spytał ciągle patrząc na jej rozespaną twarz, na której pojawiły się rumieńce.
-Przepraszam, pewnie było ci niewygodnie-powiedziała Lou odrywając się od ciała Kita i siadając sztywno na swoim siedzeniu.
-Nie było tak źle-odezwał się chłopak- ale dobrze, że już wstałaś, bo za chwilę lądujemy.Jak znosisz lądowania?-zapytał z troską w głosie.
-Całkiem nieźle, a ty?-spytała Lou.
-Można powiedzieć, że jestem do tego przyzwyczajony-odpowiedział chłopak.
-Często latasz? Czyżby ciągłe przeprowadzki?-zapytała z nadzieją, że może Kit będzie wiedział co ona czuje.
-Nie i nie-podparł i uśmiechnął się.Czyli jednak nie rozumie.
-Dlaczego myślałaś, że często się przeprowadzam?-zapytał.
-Bo ja jestem w takiej sytuacji...-odpowiedziała niechętnie.
-Rozumiem, pewnie jest ci cholernie ciężko. Ale musisz to zaakceptować i znaleźć pozytywy-mówił Kit, lecz Louise już nie słuchała. Jak ja mogłam pomyśleć, że on mnie nie zrozumie. Przecież on zawsze wie co czuję... A jeśli o TYM też wie?-pomyślała dziewczyna.
-... ale chyba nie żałujesz, że będziesz teraz w Anglii, prawda?-Usłyszała końcówkę tego, co chłopak chciał jej przekazać.
-Dlaczego tak myślisz?-spytała.
-Bo przed chwilą nawet nie zareagowałaś na to, gdy mówiłem, że za chwile wessie nas wielki naleśnik. Ty wolałaś wpatrywać się we mnie jak w obrazem i rozmyślać-odpowiedział i zaśmiał się słodko.
Cholera, czyli zauważył.-pomyślała.
-Posłuchaj...-zaczął, ale myśli znowu oderwały ją od tego, co chciał jej przekazać chłopak.Swoją drogą policzki Kita stawały się jeszcze słodsze, gdy się uśmiechał.
-I znowu to robisz-powiedział tym razem bez uśmiechu. Tego, co mówiłem pewnie nie słyszałaś, więc powtórzę jeszcze raz, ale tym razem mnie słuchaj. Nie chcę, żebyś pomyślała o mnie źle, ale nie jestem odpowiednim chłopakiem dla ciebie. Proszę, spróbuj to zrozumieć. Za to na lotnisku czeka na nas trójka moich przyjaciół. Może wśród nich któryś ci się przypodoba. Nie jesteś zła?- spytał lekko zasmuconym głosem.
-Nie, odpowiedziała, lecz zabrzmiało to żałośnie.- wszystko jest ok-dopowiedziała zebrawszy się w sobie. Zabrzmiało to bardziej przekonująco.
-Zrozum, tak będzie lepiej. Przytulak na zgodę?- zapytał i rozłożył ręce.
-Nie, nie tym razem- odpowiedziała i zaczęła zbierać się do wyjścia, ponieważ samolot już wylądował.Dziewczyna odnalazła rodziców i razem wyszli z samolotu. Kilka metrów za nimi ciągnął się Kit.
Louise wraz z rodzicami odebrali walizki. popędzili do samochodu  i odjechali. Kit wysiadł i podszedł do swoich znajomych. Chłopcy zdziwili się, widząc przyjaciela samego.
-A gdzie ta ta piękność, którą miałeś nam przedstawić?-zapytał wysoki blondyn- Dean.
-Widzieliście przed chwilą szatynkę, ubraną w czarne spodnie, luźną białą bluzkę i bordowe vansy?-Chłopcy pokiwali przecząco głowami, a Kit zdziwił się, że tak dokładnie zapamiętał strój przyjaciółki.Nigdy nie miał pamięci do takich rzeczy.
-Biegła z czerwoną walizką i twarzą w podobnym kolorze. Za nią szli jej rodzice- powiedział Kit usiłując drugi raz wyjaśnić kolegom, z którą dziewczyną miał ich zapoznać.
-A tak ,widzieliśmy odpowiedział w imieniu wszystkich chłopak z bujnymi włosami-Kieran.
-To właśnie była moja dawna przyjaciółka-Louise.
-A co sprawiło, że tak szybko uciekała? Czyżbyś zaczął opowiadać o swoich miłosnych podbojach?-zaśmiał się chłopak z blond pasemkiem-Sean. Pozostali dwaj chłopcy zaśmiali się.
-Mówi to chłopak, który do osiemnastego roku życia mało kiedy rozmawiał z dziewczynami?-odgryzł się przyjacielowi Kit.
-Kitty, jak mogłeś, przecież to miała być tajemnica-odpowiedział Sean dusząc w sobie śmiech.Kiedy Kieran i Dean wybuchnęli kolejną salwą śmiechu, dwójka sprzeczających się przyjaciół również dołączyła do śmiejącej się grupy.
-A tak na poważnie, to dlaczego nie możemy poznać twojej przyjaciółki?-zapytał Kieran gdy już trochę ochłonęli.
-Trochę się posprzeczaliśmy. Podobam się jej, a ja nie chciałbym jej ranić-odpowiedział zgodnie z prawdą Kit. Jego przyjaciele wiedzieli o nim wszystko, nie byłby w stanie zataić przed nimi takiej informacji.
-Czyli jednak będziemy razem?!?-wykrzyknął rozradowany Kieran po czym wszyscy po raz kolejny zaśmiewali się niemalże do łez.
-Kieran, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale ja nie mam cycków-stwierdził śmiejąc się Kit.
-Ja na to nie patrzę-odparł szarmancko Kier.
-Ja patrzę!-wykrzyknął Sean a Dean złapał się za brzuch, ponieważ nie był już w stanie dłużej się śmiać. Uwielbiam tych chłopaków-pomyślał Kit. Oni zawsze potrafili oderwać go od szarej codzienności i przenieść go w ich wspólny, zjarany świat.
-Dobra chłopaki, jedziemy do domu. Zgłodniałem-stwierdził Sean a chłopcy przyznali mu rację.Zamówili taksówkę i w dobrych nastrojach wrócili do domu.

*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*

Louise z rodzicami siedziała w samochodzie wracając do domu.Nie wiem,dlaczego zgodziłam się na przyjazd tutaj-pomyślała Lizz oglądając krople padającego deszczu, który był rzeczą normalną w tych okolicach. Po chwili łzy spływały po jej policzkach tak, jak krople, które pod wpływem kolejnych uderzeń deszczu spływały po szybie.Dziewczyna nie chciała, aby jej rodzice wiedzieli, że płacze z powodu Kita. Jednakże w tym, gdy Lou zastanawiała się, jak ukryć swoje smutne oblicze przed rodzicami, jej tata spojrzał we wsteczne lusterko i zobaczył zapłakaną Louise, która opuszkiem kciuka wycierała łzę z policzka.
-Lou... Lizz... Co się dzieje?-zapytała zmartwiona mama, która również zauważyła jej łzy.
-Nic takiego, po prostu tęsknie za domem-skłamała dziewczyna. Kłamała już wiele razy, tak więc jedno kłamstwo w tą czy w tą- nie robiło to na niej już wielkiej różnicy.
-Rozumiem, ale zobaczysz, gdy poznasz nowych ludzi wszystko będzie dobrze.
Za przyjaźnię się, a potem będziemy musieli wyjeżdżać- chciała odpowiedzieć mamie Lou, jednak nie powiedziała nic.Z resztą, co miała mówić? Dama była zadowolona z tego, że będą mieszkać w Anglii. a teraz co? Miała powiedzieć "mamo, tato, Kit mnie nie kocha. Możemy wracać"? Nie, nie zrobiłaby tego rodzicom. Nie zrobiłaby tego jemu i sobie.
Po prostu będzie tak jak zawsze-pomyślała- zero przyjaźni, ciągłe siedzenie przed laptopem. A bo to pierwszy raz?-dokończyła myśl lekko się uśmiechając.


Rodzina powoli zbliżała się do końca podróży. Jednakże dla Lizz nadal zagadką pozostawało miejsce ich zamieszkania. Jechali już dość długo, a Lou była zmęczona lotem i natłokiem wydarzeń.
Dziewczyna rozmyślała nad tym, jak teraz będzie żyć w Anglii, gdy ich samochód zatrzymał się.
 Rodzice wysiedli pierwsi i szybkim krokiem podeszli do bagażnika, aby wyjąć znajdujące się w nim walizki. Louise nadal siedziała w samochodzie i usiłowała wyglądać przez szyby, jednak kurz zebrany na oknach uniemożliwiał to. Nacisnęła klamkę, wyszła z samochodu i rozejrzała się prawdopodobnie nie spodziewając się tego, co tam zobaczyła.
-O kur...-zaczęła szesnastolatka lecz przypomniała sobie, że rodzice stoją tuż obok niej.
Wysiadając spostrzegła piękne podwórko. Jasny, drewniany płot, piękny, równo skoszony trawnik
 i skalniak z pięknymi, różnobarwnymi kwiatami. Po środku sporego podwórka stał dom.
W przeciwieństwie do ich starych domów ten był parterowy, pomalowany dwukolorowo-lekki beż i brąz.
-Jak Ci się podoba kochanie?-spytała mama, a tata objął je i przytulił.
-Jest piękny- wyszeptała dziewczyna, ponieważ to miejsce zrobiło na Louise spore wrażenie.
-To nasz nowy dom-powiedział tata i pocałował w czubek głowy dwie najważniejsze kobiety w jego życiu.
-Gotowa na dalsze zwiedzanie?-spytała zadowolona mam.
Lou nie odpowiedziała tylko pędem pobiegła do drzwi wejściowych. Po chwili jednak stanęła pod wpływem tego, co zobaczyła. Dosłownie opadła jej szczęka. Na lewo od drzwi wejściowych znajdowała się morelowa kuchnia połączona z jadalnią. Pod oknem stał duży stół z jasnego drewna i lekkie krzesła, prawdopodobnie od kompletu. Na jasnych szafkach znajdowało się dużo nowoczesnych urządzeń.
Wstyd przyznać, ale dziewczyna nie znała zastosowania połowy z nich.
Mogłam się tego spodziewać-powiedziała sama do siebie z myślą o mamie, która uwielbia gotować.
Na prawo znajdował się dość duży salon, którego centralne miejsce zajmowała kolorowa kanapa.
Na przeciwko, na jasnej ścianie, nad kominkiem, wisiał wielki telewizor.
To pewnie sprawka taty- pomyślała dziewczyna o swoim ojcu, który jest zagorzałym fanem sportu.
Louise była pozytywnie zaskoczona wystrojem nowego domu. Wyszła na korytarz, a tuż za nią pojawili się rozpromienieni rodzice.
- To jak, gotowa na zobaczenie swojego pokoju?-zapytała mama, a Lizz machnęła twierdząco głową
 i zaczęła otwierać przypadkowe drzwi.
Pierwsze... Łazienka. Dru...
-Hej Lou!-krzyknęli wszyscy a dziewczyna miała ochotę uciec.W pokoju, który prawdopodobnie miał być jej, siedziało trzech obcych dla niej mężczyzn i... Kit.
-Hej Lou!-powtórzyli ponownie chłopcy, gdy dziewczyna przekonała się, aby podejść krok bliżej.
-Lizz, poznaj proszę moich przyjaciół- powiedział wskazując na trójkę przystojnych mężczyzn.
- To jest Sean, najstarszy, jednak ja bym nie szedł tym tropem. Lubi spędzać samotne noce w łazience,
 czyli możesz go tam znaleźć praktycznie codziennie w godzinach od 22 do 4 rano-stwierdził chłopak skutecznie unikając ciosu, który chciał mu zadać Sean.
-Kandydat numer dwa to Kieran- wypowiedział te słowa identycznie jak Ci prezenterzy w
"Randce w Ciemno"-jest owłosiony jak małpa i uwielbia grać miłosne ballady do swojego misia- powiedział, za co w odpowiedzi opisywany wcześniej chłopak uderzył go lekko w głowę.
-Kandydat numer trzy to Dean-powiedział wskazując na blondyna- jest najmłodszy w tym gronie. Lubi oglądać babskie telenowele i czasem przy nich popłakuje-dokończył Kit.
-A to ostatni kandydat. Poznaj proszę Kita-przejął pałeczkę blondyn- od zawsze chciał być striptizerem,
ale gra na basie, bo nie umie tańczyć. Po za tym jego konik to wkurzanie ludzi- podsumował kolegę Dean.
 W tym momencie do pokoju weszła mama.Chłopaki wstali od razu z mojego łóżka, jak na grzecznych przystało.
-Dzień dobry pani Throwald. Miło panią znowu zobaczyć- przywitali się chóralnie chłopcy.
-Witam. Mnie również miło was zobaczyć.
Po chwili przyjemnej konwersacji pomiędzy mamą a chłopcami kobieta zwróciła się do swojej córki
-Lizz, jak ci się podoba pokój zrobiony przez chłopców?-zapytała.
 Dopiero w tym momencie zorientowała się, że nie zdążyła jeszcze obejrzeć swojego pokoju.
 Lou musiała przyznać chłopakom, że zrobili kawał naprawdę dobrej roboty. Pokój wyglądał niesamowicie. Całkiem w jej stylu. Na zachodniej ścianie znajdował się wielkie okno, które rozświetlało całe pomieszczenie. Na jasnych ścianach widniały jej zdjęcia, oprawione w czarne ramki.
Na podłodze leżał biały, futrzasty dywan. Przy wschodniej ścianie stało duże łóżko,
 na którym teraz siedziała roześmiana trójka chłopców.
-To wy to zrobiliście?Dziękuję!-krzyknęła i rzuciła się kolejno nowym przyjaciołom na szyję.
 Przy Kicie dziewczyna wstrzymała się, jednakże po chwili niezgrabnie go przytuliła.
Chyba wszyscy zauważyli ten niezręczny moment zawahania, ponieważ mama postanowiła interweniować.
-Miałabym do was prośbę. Niech jeden z was zostanie pomóc rozpakować się Louise, a resztę zapraszam na dół, pomóc przenosić stare meble.
-To ja pójdę!-krzyknęli niemalże jednocześnie wszyscy.
-To pójdzie wasza trójka, a Ty-powiedziała wskazując Kita- zostaniesz i pomożesz mojej córce.
-Sorry stary, jesteś za słaby-powiedział Dean a Kieran i Lizz zaczęli się śmiać.
-No już, dalej chłopcy- powiedziała kobieta i wypchnęła Deana z pokoju, bo ten cały czas
 przedrzeźniał się z  Kitem.
Drzwi zamknęły się i w pokoju zapanowała głęboka cisza.

środa, 22 maja 2013

Rozdział II

Zakupy na podróż, pakowanie i dopinanie wszystkiego na ostatni guzik- najgorsze rzeczy, jakie Louise do tej pory robiła. Dobrze, że bilety i mieszkanie załatwiali rodzice, bo gdyby miała to wszystko szykować to pewnie cała rodzina spałaby pod mostem...
-Louise Ann Throwald! Wstawaj natychmiast! Spóźnimy się na samolot!- krzyknęła mama wbiegając jak szalona do jej sypialni. Lizz zerwała się jak głupia i pobiegła do łazienki. Po pięciu minutach była uczesana, umyta, ubrana i lekko umalowana.Chwyciła jeszcze tylko jabłko z kuchni, walizki z korytarza i wpakowała się do samochodu. Zostało dwie godziny do odlotu, gdy całą rodziną dojechali na lotnisko. Idealnie, aby udać się na odprawę. Na początku udaliśmy się do jednego ze stanowisk odprawy, w celu sprawdzenia paszportów, nadania bagażu rejestrowego oraz nadania karty pokładowej. Wszystko odbyło się dość szybko. Teraz pozostawało tylko czekać na lot. Usiedliśmy na krzesełkach i czekaliśmy.
Piętnaście minut... Czterdzieści pięć minut... 
-Samolot lecący z Frankfurtu do Londynu opóźni się... - usłyszeli głos kobiety dobiegający z głośników.
-No nie no, nie wierze!-oburzyła się Lizz i wstała z krzesła.
- Louise, uspo...- chciała skarcić ją mama lecz w tym samym momencie zadzwonił jej telefon.-Przepraszam-powiedziała i odeszła aby odebrać telefon. Wiecznie ciekawska Lizz próbowała usłyszeć, o czym rozmawia mama, jednak było zbyt głośno.
-Tak,tak... Będziemy... Samolot się spóźnił... Nie, nie wiem kiedy... Tak, dam znać...-te słowa udało się wychwycić dziewczynie z rozmowy matki. Kobieta rozłączyła się i podeszła do rodziny.
-Coś się stało?- zapytał tata.
-Nie wszystko jest ok.-powiedziała mama i tajemniczo się uśmiechnęła. Lizz ponownie usiadła na krzesełku i próbowała nie skupiać się na czekaniu.
A co, jeśli mnie nie pozna? Przecież minęło trzy lata, ja się zmieniłam, on pewnie też. Co bedzie, jeśli się nie dogadamy?Ja nie będę umiała tak po prostu się z nim przywitać i zacząć gadać. Nie ja.-Oparła się o ramie ojca.-Po prostu bardzo chce znowu być jego małą siostrą.Teraz jednak czuje, że będzie inaczej. Im jestem starsza, tym bardziej nieśmiała się robie. On też to zobaczy. Na pewno zobaczy...-pomyślała i zamknęła oczy.
Ze snu ponownie wybudziła ją mama:
- Louise... Lizz- mówiła mama lekko szturchając ją w ramię.
-Co... Co się stało?- spytała zaspana dziewczyna.
-Nasz samolot niedługo odleci, możemy już się zbierać.- powiedziała mama wstając.
Szli długim korytarzem, przeciskając się przez dużą grupę osób, która prawdopodobnie również próbowała dostać się do samolotu. Uwagę, chyba nie tylko Lizz, przykuwała jedna osoba. Przeciskała się pod prąd wypatrując kogoś w tłumie. Gdy zauważył mamę Louise uśmiechnął się i pomachał ich stronę. I wtedy dziewczynę zatkało.  Przecież... to on. Szedł teraz pewnym krokiem w stronę rodziny Throwald. Lizz była zdziwiona tym, że on tu jest.
Skąd, jakim cudem wiedział? Przecież nie mógł...-zaczęła dziewczyna, lecz po chwili spojrzała na swoją uśmiechniętą od ucha do ucha matkę.
-To Twoja sprawa, prawda?-spytała córka.
-No idź do niego.-powiedziała i pchnęła Lou w stronę Kita, który stał kilka metrów przed nią.
-Co Ty tutaj robisz?-zapytała.
-Tak ładnie mnie witasz?-zaśmiał się chłopak.
-Nie zmieniaj tematu... Co tu robisz?
-Długo Cię nie było na lotnisku więc kupiłem bilet i jestem.
-Słyszałam, że ciągle mnie śledziłeś.-zmieniła temat dziewczyna.
-O czym mówisz?-spytał zdezorientowany.
-O informacjach, które udało Ci się wyciągnąć od mojej mamy-odparła.
-Nie wiem o czym mówisz...-powiedział Kit i spuścił wzrok.
-Kit...-zaczęła, ale przyjaciel przerwał jej.
-Chodź, bo nam samolot ucieknie-powiedział i pociągnął ją za rękę.
-To boli idioto!-krzyknęła.
-no chodź, nie opieraj się.-odparł łagodnym głosem.
W samolocie zajęliśmy swoje miejsca i czekaliśmy na to, aby oderwać się od ziemi.
-Przecież minęło kilka lat, a ja trochę się zmieniłam. Kiedyś miałam krótkie włosy, masę pryszczy i ciągle chodziłam ubrana na różowo-przypomniała sobie dziewczyna i na samą myśli o tym mimowolnie się uśmiechnęła.
-A teraz jesteś szatynką o długich, gęstych włosach, chodzisz w stonowanych kolorach i masz naturalnie piękną twarz.-powiedział i uśmiechnął się.- Ale do czego zmierzasz?
- A skąd chłopcze wiedziałeś, jak wyglądam?-spytała i zobaczyła na jego twarzy zakłopotanie, które potem przerodziło się w wielki uśmiech.
-Twoja mama przesłała mi kilka Twoich zdjęć. Łącznie z tymi w wannie, gdy byłaś mała-powiedział i zaśmiał się.
-Nie kłam! Nie mam takich zdjęć!-krzyknęła i rzuciła w niego kilkoma orzeszkami, które standardowo dostali w samolocie.
-Denerwujesz się. Czyżbyś miała coś do ukrycia?-spytał chcąc sprowokować Lizz do kolejnego rzutu.
Dziewczyna jednak była mądrzejsza i rozpoczęła łaskotkowe tortury.
-Lizz...haha...prze...haha...stań...-prosił i śmiał się jednocześnie.
-Teraz już wiesz, z kim masz nie zadzierać- powiedziała dumnym głosem.
-Będę pamiętał-powiedział i stuknął Louise w ramię.
-Ała!-krzyknęła-Kit! To bolało!
-Typowa kobieta-stwierdził Kit.
-Coś ty powiedział?-spytała z udawanym oburzeniem pocierając bolące miejsce.
-Nie, nic...-odparł i wyciągnął z kieszeni telefon i słuchawki, po czym jedną wsadził sobie w ucho.
Lou uwielbiała patrzeć, jak jej przyjaciel czuje muzykę. Jak rzuca głową w lewo i prawo, wyklepuje rękoma o kolano rytm. Tak samo robił trzy lata temu.
-Czego słuchasz?-spytała,gdy na chwile oderwał się od muzyki.
-A, nic takiego-odparł i zarumienił się.
-Nic takiego, a tak cię wciąga? Daj posłuchać- poprosiła i poczekała, aż poda jej jedną słuchawkę. Chłopak niechętnie się zgodził. Podał jej słuchawkę i włączył pierwszą lepszą piosenkę.Jak się okazało to, co puścił Kit nie było czymś 'pierwszym lepszym' , bo zarumienił się ponownie i chciał ją zmienić. Jednak refleks Lizz był szybszy.
-Zostaw-poprosiła. Piosenka była dobra, naprawdę dobra. Moc perkusisty, idealne brzmienie gitary i basu oraz cudowny głos wokalisty. Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła machać głową tak jak Kit kilka chwil temu.
-Hej, to jest świetne! Masz coś jeszcze?-spytała.
-Jasne, a słyszałaś to?-ożywił się chłopak puszczając kolejny kawałek tego samego zespołu.


-Josh, spójrz na nich-powiedziała do męża matka Lizz i wskazała na Kita i jej córkę, któa zasnęła oparta o ramię chłopaka.
-Czy oni nie są słodcy?-zapytała z uśmiechem na twarzy.
-Rzeczywiście, są słodcy. ale Dorotie, nie przesadzajmy z pochopnymi wnioskami. Przecież ten chłopak jest kilka lat od niej starszy.Po za tym wiadomo? Może w Londynie ma już kogoś?
-Oj Josh, Josh. Miłość nie wybiera. Nie patrzy na wiek. A pamiętasz, jak zabrałeś mnie na koncert The Beatles?

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział I

Myślicie, że łatwo jest za klimatyzować się w nowym miejscu?
 Louise mieszkała w Polsce, Austrii, Niemczech, Szkocji i Francji. 
Wyobraźcie sobie, jak wyglądało jej życie. 
Gdy tylko przyzwyczaiła się do nowego otoczenia musieli wyjeżdżać. 
Po kilku przeprowadzkach przestała już myśleć, że gdzieś zostanie na dłużej. 
Nie chciała nawet przyzwyczajać się do nowych ludzi.
 Rozumiała, że ciężko jest pogodzić pracę z domem, szczególnie osobom,
 których praca wymaga ciągłych zmian miejsca.
Takimi osobami są jej rodzice- zajmują się wynajdywaniem dobrych miejsc
 do zakładania różnych miejsc publicznych. Zaczynając od wielkich,
 ozdobnych teatrów, kończąc na malutkich podmiejskich pubach.
 Dziewczyna nie mogła jednak zarzucić im, że się nią nie zajmują. 
Wręcz przeciwnie, jej rodzice bardzo się o nią troszczą...
 Robią wszystko, aby dobrze jej się żyło. No, może z jednym, małym wyjątkiem.
 Ciężko im zrozumieć to, że źle wpływają na nią te ciągłe zmiany.

 -Znowu?!?- podniosła głos Louise i spojrzała na rodziców- to gdzie teraz? Szwecja? Irlandia? Austria? A może Japonia?-pytała roztrzęsiona.


-Uspokój się Lizz. Przecież wiesz, że to nie zależy od nas. Dostaliśmy doskonałą ofertę pracy, nie sposób tego nie przyjąć. Po za tym, to Anglia i...-mówiła dalej mama,

 lecz dziewczyna już nie słuchała. 

Anglia?-pomyślała-nie jest całkiem źle. Język nie jest mi obcy, a fakt, 
że on tam mieszka zachęca jeszcze bardziej. 

-Lizz! Lizz! Czy Ty mnie słuchasz?-spytała mama.


-Przepraszam, zamyśliłam się-odpowiedziała zgodnie z prawdą.

-A czy tech chłopak, którego poznałaś podczas wymiany w tamtym roku nie mieszkał 
w Anglii??-zapytała mama i zerknęła na tatę, który uśmiechał się znacząco.

-Nie przypominam sobie-powiedziała.

 Czy rzeczywiście nie przypominała sobie tego chłopaka z wymiany? 
Oczywiście, że go pamiętała. Ona miała wtedy 13 lat, on 18. Traktował ją jak młodszą siostrę. Był cudowny... Co teraz jest pomiędzy Louise a Kitem? Wspomnienia. 
Po powrocie Lizz do Niemczech stracili ze sobą kontakt. Co prawda nadal miała jego numer, lecz jakoś nigdy żadne nie pisało.Zostały wspomnienia.
 Gdy tylko rodzice powiedzieli jej o przeprowadzce od razu pomyślała o nim.
 Co prawda Anglia jest wielka, ale miała nadzieję, że gdzieś tam, po latach,
 spotka znowu Kita z pucołowatymi policzkami i cudownym śmiechem. 
Był dla niej wzorem do naśladowania. Dlaczego? Bo to po prostu był Kit. Jej Kit.

-Lizz! Lizz!-mówili rodzice podniesionym głosem chcąc przywrócić ją na ziemię.


- Przepraszam, zamyśliłam się-odpowiedziała na ich wołania.

-Myślisz o nim?-zapytała bez żadnego pohamowania mama.

- Tak, chciałabym go znowu spotkać-powiedziała nieśmiało.

-Więc go spotkasz-powiedziała mama i objęła ją ramieniem.

-Niby jak? Anglia jest wielkim państwem-stwierdziła zawiedziona.

-Nie prosiłaś go o numer, czy coś takiego, gdy wyjeżdżaliśmy?

-Pytałam, nadal mam ten numer-odpowiedziała zgodnie z prawdą.

-To na co czekasz? Dzwoń!-powiedziała podekscytowana mama.

-Przecież to było trzy lata temu. On już pewnie kilka razy zmienił numer-stwierdziła.

-Przecież nie zaszkodzi spróbować. No dzwoń! Dzwoń, dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoń!- krzyczała mama.

-Mamo, nie poznaję Cię, zachowujesz się jak nastolatka-powiedziała Liz i zaśmiała się.

-Nie gadaj tylko dzwoń!-rozkazała poddenerwowana czekaniem mama.

-Nie będę dzwonić. Gdyby Kit tego chciał to sam próbowałby utrzymać ze mną kontakt. 
Idę do siebie-powiedziała i wyszła z salonu.

 Zatrzymała się jednak przy schodach, aby posłuchać,czy będą coś o niej mówić.

-Zadzwoni do niego, prawda?- spytał mamę tata.

-Oczywiście, że tak. Na sto procent-odpowiedziała mama z uśmiechem na twarzy.

Kochani rodzice,jak wy mnie dobrze znacie-pomyślała i mimowolnie się uśmiechnęła wchodząc po schodach i kierując się do swojego pokoju.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


 Szarpały nią najróżniejsze uczucia. Miała niezły mętlik w głowie. Myślała nad tym,
 czy zadzwonić. Rozważała wszystkie za i przeciw i gdy wystarczałoby tylko nacisnąć
 jeden przycisk, odkładała telefon na łózko i cały proces zaczynał się od początku.

Idiotko, co ty robisz? Przecież to tylko telefon do dawnego przyjaciela-pomyślała i chwyciła telefon. Wyszukała numer i zadzwoniła. Pierwszy sygnał... Drugi... Trze...

-Halo?-odezwał się męski głos.-Halooo?

Nie miała odwagi się odezwać. Zaschło jej w gardle a język odmówił posłuszeństwa.

 Znowu robisz z siebie idiotkę. Zachowaj się jak normalny, dojrzały człowiek.
Skup się i zadzwoń jeszcze raz-pomyślała i postąpiła zgodnie z zaleceniami jej rozumu.
A może serca? No, już mniejsza z tym.
Pierwszy sygnał...Odebrał.

-Halo?-powiedział trochę zniecierpliwionym głosem.

-Dzień dobry. Z kim rozmawiam?-zapytała nieśmiało.

-To chyba ja powinienem zapytać. Ale nie ważne. Kit Tanton-odpowiedział.

A więc to on!-pomyślała i ożywiła się.

-Cześć Kit, tu Louise-przedstawiła się.

-Louise?-spytał lekko zdziwiony chłopak.

-Tak,Louise Throwald. Byłam trzy lata temu u was na wymianie-powiedziała chcąc odświeżyć mu pamięć.

-Lizz!-krzyknął do słuchawki rozradowany-tyle lat... Opowiadaj, co u ciebie?
 Pewnie będzie dużo ciekawych opowieści.

-Opowiem ci wszystko osobiście-powiedziała tajemniczo.

-O co chodzi? W jaki sposób?-spytał zdezorientowany chłopak.

-Wyślij mi sms-em swój adres. Odezwę się za jakiś czas. Tymczasem pora kończyć.
 Na razie!- pożegnała się i nacisnęła czerwoną słuchawkę na telefonie.

Była pozytywnie nastawiona. Po tym zdarzeniu Kit próbował się do niej dodzwonić,
 jednak sama się rozłączała.
Poczeka jeszcze trochę- pomyślała i wróciła do salonu, by zadać swojemu tacie
ważne pytanie.Zastała rodziców cicho rozmawiających, lecz gdy zobaczyli ją w salonie
od razu zamilkli.

-Przeszkadzam?-zapytała patrząc na lekko zakłopotane miny rodziców.

Co oni do cholery kombinują?-pomyślała.

-Nie, nie. Oczywiście, że nie. Dlaczego miałabyś nam przeszkadzać?- zapytała zmieszana mama.

-Dokładnie tak, dlaczego miałabyś nam przeszkadzać?-dołączył tata.

-Dobra, nie ważne.  Kiedy będziemy się przeprowadzać?

-Chciałbym jak najszybciej-odpowiedział tata.-Nie będę cię okłamywać, naszemu pracodawcy zależy na tym, żebyśmy byli w Anglii już w piątek.

Trochę przeraziła ją wizja spakowania się w jeden dzień. Ale czego się nie robi dla przyjaciół.

-Postaram się wyrobić-stwierdziła i roześmiała się.

Zapowiadało się ciekawie.


_____________________________________________


3 months since I saw her face
Looking back we were living up... 


Komentarz jako motywacja dla mnie?