środa, 22 maja 2013

Rozdział II

Zakupy na podróż, pakowanie i dopinanie wszystkiego na ostatni guzik- najgorsze rzeczy, jakie Louise do tej pory robiła. Dobrze, że bilety i mieszkanie załatwiali rodzice, bo gdyby miała to wszystko szykować to pewnie cała rodzina spałaby pod mostem...
-Louise Ann Throwald! Wstawaj natychmiast! Spóźnimy się na samolot!- krzyknęła mama wbiegając jak szalona do jej sypialni. Lizz zerwała się jak głupia i pobiegła do łazienki. Po pięciu minutach była uczesana, umyta, ubrana i lekko umalowana.Chwyciła jeszcze tylko jabłko z kuchni, walizki z korytarza i wpakowała się do samochodu. Zostało dwie godziny do odlotu, gdy całą rodziną dojechali na lotnisko. Idealnie, aby udać się na odprawę. Na początku udaliśmy się do jednego ze stanowisk odprawy, w celu sprawdzenia paszportów, nadania bagażu rejestrowego oraz nadania karty pokładowej. Wszystko odbyło się dość szybko. Teraz pozostawało tylko czekać na lot. Usiedliśmy na krzesełkach i czekaliśmy.
Piętnaście minut... Czterdzieści pięć minut... 
-Samolot lecący z Frankfurtu do Londynu opóźni się... - usłyszeli głos kobiety dobiegający z głośników.
-No nie no, nie wierze!-oburzyła się Lizz i wstała z krzesła.
- Louise, uspo...- chciała skarcić ją mama lecz w tym samym momencie zadzwonił jej telefon.-Przepraszam-powiedziała i odeszła aby odebrać telefon. Wiecznie ciekawska Lizz próbowała usłyszeć, o czym rozmawia mama, jednak było zbyt głośno.
-Tak,tak... Będziemy... Samolot się spóźnił... Nie, nie wiem kiedy... Tak, dam znać...-te słowa udało się wychwycić dziewczynie z rozmowy matki. Kobieta rozłączyła się i podeszła do rodziny.
-Coś się stało?- zapytał tata.
-Nie wszystko jest ok.-powiedziała mama i tajemniczo się uśmiechnęła. Lizz ponownie usiadła na krzesełku i próbowała nie skupiać się na czekaniu.
A co, jeśli mnie nie pozna? Przecież minęło trzy lata, ja się zmieniłam, on pewnie też. Co bedzie, jeśli się nie dogadamy?Ja nie będę umiała tak po prostu się z nim przywitać i zacząć gadać. Nie ja.-Oparła się o ramie ojca.-Po prostu bardzo chce znowu być jego małą siostrą.Teraz jednak czuje, że będzie inaczej. Im jestem starsza, tym bardziej nieśmiała się robie. On też to zobaczy. Na pewno zobaczy...-pomyślała i zamknęła oczy.
Ze snu ponownie wybudziła ją mama:
- Louise... Lizz- mówiła mama lekko szturchając ją w ramię.
-Co... Co się stało?- spytała zaspana dziewczyna.
-Nasz samolot niedługo odleci, możemy już się zbierać.- powiedziała mama wstając.
Szli długim korytarzem, przeciskając się przez dużą grupę osób, która prawdopodobnie również próbowała dostać się do samolotu. Uwagę, chyba nie tylko Lizz, przykuwała jedna osoba. Przeciskała się pod prąd wypatrując kogoś w tłumie. Gdy zauważył mamę Louise uśmiechnął się i pomachał ich stronę. I wtedy dziewczynę zatkało.  Przecież... to on. Szedł teraz pewnym krokiem w stronę rodziny Throwald. Lizz była zdziwiona tym, że on tu jest.
Skąd, jakim cudem wiedział? Przecież nie mógł...-zaczęła dziewczyna, lecz po chwili spojrzała na swoją uśmiechniętą od ucha do ucha matkę.
-To Twoja sprawa, prawda?-spytała córka.
-No idź do niego.-powiedziała i pchnęła Lou w stronę Kita, który stał kilka metrów przed nią.
-Co Ty tutaj robisz?-zapytała.
-Tak ładnie mnie witasz?-zaśmiał się chłopak.
-Nie zmieniaj tematu... Co tu robisz?
-Długo Cię nie było na lotnisku więc kupiłem bilet i jestem.
-Słyszałam, że ciągle mnie śledziłeś.-zmieniła temat dziewczyna.
-O czym mówisz?-spytał zdezorientowany.
-O informacjach, które udało Ci się wyciągnąć od mojej mamy-odparła.
-Nie wiem o czym mówisz...-powiedział Kit i spuścił wzrok.
-Kit...-zaczęła, ale przyjaciel przerwał jej.
-Chodź, bo nam samolot ucieknie-powiedział i pociągnął ją za rękę.
-To boli idioto!-krzyknęła.
-no chodź, nie opieraj się.-odparł łagodnym głosem.
W samolocie zajęliśmy swoje miejsca i czekaliśmy na to, aby oderwać się od ziemi.
-Przecież minęło kilka lat, a ja trochę się zmieniłam. Kiedyś miałam krótkie włosy, masę pryszczy i ciągle chodziłam ubrana na różowo-przypomniała sobie dziewczyna i na samą myśli o tym mimowolnie się uśmiechnęła.
-A teraz jesteś szatynką o długich, gęstych włosach, chodzisz w stonowanych kolorach i masz naturalnie piękną twarz.-powiedział i uśmiechnął się.- Ale do czego zmierzasz?
- A skąd chłopcze wiedziałeś, jak wyglądam?-spytała i zobaczyła na jego twarzy zakłopotanie, które potem przerodziło się w wielki uśmiech.
-Twoja mama przesłała mi kilka Twoich zdjęć. Łącznie z tymi w wannie, gdy byłaś mała-powiedział i zaśmiał się.
-Nie kłam! Nie mam takich zdjęć!-krzyknęła i rzuciła w niego kilkoma orzeszkami, które standardowo dostali w samolocie.
-Denerwujesz się. Czyżbyś miała coś do ukrycia?-spytał chcąc sprowokować Lizz do kolejnego rzutu.
Dziewczyna jednak była mądrzejsza i rozpoczęła łaskotkowe tortury.
-Lizz...haha...prze...haha...stań...-prosił i śmiał się jednocześnie.
-Teraz już wiesz, z kim masz nie zadzierać- powiedziała dumnym głosem.
-Będę pamiętał-powiedział i stuknął Louise w ramię.
-Ała!-krzyknęła-Kit! To bolało!
-Typowa kobieta-stwierdził Kit.
-Coś ty powiedział?-spytała z udawanym oburzeniem pocierając bolące miejsce.
-Nie, nic...-odparł i wyciągnął z kieszeni telefon i słuchawki, po czym jedną wsadził sobie w ucho.
Lou uwielbiała patrzeć, jak jej przyjaciel czuje muzykę. Jak rzuca głową w lewo i prawo, wyklepuje rękoma o kolano rytm. Tak samo robił trzy lata temu.
-Czego słuchasz?-spytała,gdy na chwile oderwał się od muzyki.
-A, nic takiego-odparł i zarumienił się.
-Nic takiego, a tak cię wciąga? Daj posłuchać- poprosiła i poczekała, aż poda jej jedną słuchawkę. Chłopak niechętnie się zgodził. Podał jej słuchawkę i włączył pierwszą lepszą piosenkę.Jak się okazało to, co puścił Kit nie było czymś 'pierwszym lepszym' , bo zarumienił się ponownie i chciał ją zmienić. Jednak refleks Lizz był szybszy.
-Zostaw-poprosiła. Piosenka była dobra, naprawdę dobra. Moc perkusisty, idealne brzmienie gitary i basu oraz cudowny głos wokalisty. Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła machać głową tak jak Kit kilka chwil temu.
-Hej, to jest świetne! Masz coś jeszcze?-spytała.
-Jasne, a słyszałaś to?-ożywił się chłopak puszczając kolejny kawałek tego samego zespołu.


-Josh, spójrz na nich-powiedziała do męża matka Lizz i wskazała na Kita i jej córkę, któa zasnęła oparta o ramię chłopaka.
-Czy oni nie są słodcy?-zapytała z uśmiechem na twarzy.
-Rzeczywiście, są słodcy. ale Dorotie, nie przesadzajmy z pochopnymi wnioskami. Przecież ten chłopak jest kilka lat od niej starszy.Po za tym wiadomo? Może w Londynie ma już kogoś?
-Oj Josh, Josh. Miłość nie wybiera. Nie patrzy na wiek. A pamiętasz, jak zabrałeś mnie na koncert The Beatles?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz